Trochę o szydełkach


Nie pamiętam już ile miałam lat, ale chyba byłam w podstawówce, kiedy mama pierwszy raz uczyła mnie szydełkować. Wtedy jednak, szybko mnie to znudziło, zwłaszcza, że nikt w moim otoczeniu nie zajmował się  robótkami ręcznymi i nie miałam inspirującego przykładu. Ponownie wzięłam do ręki szydełko jakieś 2 lata temu (może to już 3 nawet?). Z pomocą internetu, popełniłam kilka różnych, mniej lub bardziej udanych robótek. Stwierdziłam jednak, że to nie to i zamiast szydełkować, nauczyłam się robić na drutach i... przepadłam. Uwielbiam "drutować", szydełkuję rzadko, chociaż ostatnio znowu trochę częściej.


Pierwszym szydełkiem, które miałam w dłoni, było szydełko czeskie (drugie szydełko na zdjęciu powyżej). Gdy ponownie zainteresowałam się szydełkowaniem, nabyłam jeszcze jedno czeskie i dwa metalowe, czyli takie, jakie były dostępne w lokalnej pasmanterii. Obecnie służą mi one głównie do chowania nitek, nabierania prowizorycznego łańcuszka i innych drobiazgów przy robótkach na drutach. Cztery szydełka to jednak trochę mało rozmiarów do wyboru, więc, gdy w Biedronce wypatrzyłam zestaw ośmiu, ślicznych, kolorowych szydełek, kupiłam go prawie bez wahania. Wahałam się trochę, ponieważ zastanawiała mnie różnica cen. W Biedronce takie tanie, a w dziewiarskich sklepach, podobne zestawy znacznie droższe, to może jakość jest bardzo zła? Na szczęście wcale tak nie jest. Mój biedronkowy zestaw (zdjęcie poniżej) sprawdza się doskonale, szydełka są dobrze wykonane, estetyczne i bardzo wygodnie leżą w dłoni. Naprawdę polecam!


To jeszcze nie wszystkie szydełka, jakie posiadam. Najbardziej jestem dumna z tego:


Należało do mojej babci, a wykonane jest z kła morsa! Jest ręcznie rzeźbione i naprawdę śliczne. Nie używam go, bo nie chciałabym go połamać lub zgubić, ale lubię się nim chwalić ;).

Obecnie poza rozpoczętymi robótkami na drutach, mam jeszcze dwie szydełkowe (ja już tak mam, że najbardziej lubię mieć kilka robótek rozpoczętych i sobie wybieram, na jaką akurat mam ochotę lub warunki - minimalizm w tej kwestii bardzo podziwiam u innych dziewiarek, ale sama na niego ochoty nie mam ;)). Przede wszystkim jest Hygge - idzie mi ono wolniej niż zakładałam, ale co ja poradzę, że tak mnie denerwowały te pojedyncze, rozsiane krzyżyki środkowej części :P.


Drugi jest Virus, nazwa idealna, bo dosłownie widząc piękne projekty innych dziewiarek zostałam nim zarażona, a i liczba projektów (na samym ravelry ponad 3,5 tys.) też świadczy o jakiejś epidemii... Dodatkowo od dłuższego czasu kusiły mnie kolory włóczki Nako Arya Ebruli i tutaj pasuje mi ona w sam raz.


Nie mam na razie zamiaru zaczynać kolejnego szydełkowego projektu, ale na pewno po tych dwóch pojawią się kolejne :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Malachitowy Smok

Catkins

Skarpetki na święta